Za nami kolejny niezapomniany obóz w Pogorzelicy. Spędziliśmy tam 10 fantastycznych dni
z dwoma innymi klubami karate: z Ząbkowic Śląskich i Wołowa. Oprócz tego, że mogliśmy
uczestniczyć w treningach prowadzonych przez instruktorów z innych ośrodków, czerpiąc
tym samym kolejne cenne doświadczenia, zdobyliśmy wiele nowych znajomości, a może
nawet przyjaźni.
W czasie obozu nie było czasu na nudę. Dzień zaczynaliśmy porannym rozruchem. Pierwsze
dni były trudne, zwłaszcza dla śpiochów, ale z każdym kolejnym coraz lepiej się wstawało.
Shihan Bolanowski nas zmotywował pierwszego dnia słowami, że to od nas zależy jak
zaczniemy dzień i jak nam minie jego reszta. Biorąc sobie jego słowa do serca, co rano z
uśmiechami, przemierzaliśmy kilka kilometrów po plaży, by później cały dzień mieć dobry.
Pogoda, można powiedzieć, że nas rozpieszczała. Przeważnie po śniadaniu wychodziliśmy na
plażę. Tam spędzaliśmy intensywnie czas biorąc udział w różnych konkurencjach
sportowych. Rywalizowaliśmy nie tylko między sobą, ale także między grupami. Mogliśmy
się sprawdzić w biegach, grach zespołowych, w rzucaniu ketllem. Ostatniego dnia zwycięzcy
zostali nagrodzeni dyplomami oraz medalami.
Tradycyjnie, odbył się też Bieg Prawdy. Ku rozpaczy niektórych starszych uczestników,
rzeczka nie stanęła (a raczej nie popłynęła) na drodze i mogli się sprawdzić na dłuższym
dystansie do latarni w Niechorzu (ok. 8 km, w tym 4 km na czas). Grupa średnia pokonała
dystans 3 km, a najmłodsi 1 km, Niezależnie od dystansu, każdy ukończył swój bieg,
pokonując przede wszystkim swoje słabości.
Oczywiście obóz karate, nie może istnieć bez treningów karate. Te odbywały się po obiedzie
w różnych grupach wiekowych. Każdy był super, ale niezapomniane na pewno zostaną dwa:
w morzu i nocny. Ten pierwszy był w ramach przywitania z morzem. Osobom, które pierwszy
raz uczestniczyły w nim, towarzyszył lęk, który zamienił się w niedosyt, po jego zakończeniu.
Nocny trening, jak można się domyślić, odbył się po zmierzchu. Ćwiczyliśmy kihon wśród
pochodni. Niesamowite przeżycie, którego niestety nie oddadzą zdjęcia. Oba treningi były
wartościowymi doświadczeniami, które każdy karateka niewątpliwie powinien przeżyć.
Na obozie tradycyjnie odbył się również turniej kata dla wszystkich obozowiczów. Dało to,
każdemu możliwość z oswojeniem się z matą, ocenami sędziów i stresem z tym związanym.
Niezależnie od wyników wszyscy świetnie się zaprezentowali. Starsi uczestnicy obozu,
również mogli nabyć nowe doświadczenia, pomagali m.in: w sędziowaniu, liczeniu punktów,
zapowiadaniu zawodników.
Do kolejnych ciekawych atrakcji należy wizyta na poligonie. Ci, którzy już to w minionych
latach przeżyli, wzięli udział w Laser Tagu. Zgodnie z zasadą: brudne dziecko to szczęśliwe
dziecko, tacy właśnie wróciliśmy – brudni ale szczęśliwi.
Wieczory upływały nam spokojnie, braliśmy udział w grach zespołowych, planszowych
(powodzeniem cieszyła się Mafia przerobiona na wersję karatecką), malowaliśmy koszulki.
Odbyły się dyskoteki, projekcja filmu. Jednego wieczoru graliśmy o tron, co było świetną
aktywnością, ale przede wszystkim super zabawą.
A ostatniego dnia towarzyszyło nam mnóstwo emocji. Większość uczestników podeszła do
egzaminu na stopnie kyu. Głównym egzaminatorem był Shihan Witold Stolarczyk. Wszyscy
wyjechali z wyższym pasem, a niektórzy dodatkowo z mocniejszymi nogami, po jumpowaniu
za drobne błędy (ale kto ich nie popełnia ).
Po obiedzie obozowicze, którzy pierwszy raz są na obozie, przeszli chrzest na Samuraja. W
tym roku odbył się w formie gry terenowej. Obozowiczów podzielono na grupy. Została
sprawdzona m.in ich wiedza z historii oraz symboli karate, kolejności pasów, umiejętności ich
wiązania. Wszystko się odbywało pod czujnym okiem doświadczonych samurajów, którzy
pilnowali poprawność wykonywania zadań. Po zakończeniu wszystkich zadań, w nagrodę za
hart ducha Shugun wraz z Shogunową przyjęli ich do grona samurajów.
I na sam koniec odbyła się Sayonara. Dwie grupy prezentowały m.in swoje programy
artystyczne, tańce oraz tutaj na szczególną uwagę zasługuje prezentacja strojów Samuraja.
Młodzież wykazała się szczególną kreatywnością, bo obie zbroje prezentowały się tak jak
znamy je z obrazków z książek. Później było pieczenie kiełbasek, zabawy i niestety trzeba
było się udać spać.
Jak sami widzicie, to były bardzo intensywne dni. Mamy nadzieję, że za rok znów się
spotkamy wszyscy w Pogorzelicy i dołączą do nas nowi obozowicze!